17
lat wcześniej...
Amber
-
Jest cudowna - powiedziała Ira, jedna ze służących - Podobna do
ciebie, panienko.
-
Tak - potwierdziłam. Mała ściskała mój
palec swoimi pulchnymi paluszkami. Dopiero co przestała
płakać, miała zaróżowione
policzki.
-
Może ją wezmę? Poród
był
długi i męczący, sen dobrze ci zrobi, panienko - powiedziała
Dorothea.
-Tak,
chętnie bym odpoczęła. Ale nie wiem, czy mamy czas. Gdzie Phillip?
Powinniśmy jak najszybciej się ukryć. Zostaw mi małą jeszcze na
chwilkę. I możecie odejść. Chcę chwileczkę pobyć z nią sama.
Potem przyjdzie król
i królowa i Elaine, wszyscy będą
chcieli ją zobaczyć. Dziękuję wam za pomoc.
-
Do usług, panienko. Teraz ty także jesteś w tej rodzinie.
Służące
wyszły. Zostałam sama z moją małą Roxanne. Phillip zemdlał. Też
był zmęczony uciekaniem, może przestraszył go mój
krzyk. Dorothea i Ira tylko się
śmiały. Dorothea była już starszą kobietą, odbierała w tym
zamku wiele porodów
i widziała
wiele mdlejących mężczyzn. Wiedziała dokładnie, co robić.
Mnie
nie było do śmiechu. Nie śmiałam się już od długiego czasu. A
przynajmniej nie szczerze. Nie miałam powodów,
by się
uśmiechać. Kłamałam przed najbliższymi, ukrywałam moją miłość
do Phila. Gdyby się o nim dowiedzieli, pewnie przypłaciłabym
to wygnaniem, albo i śmiercią. Moja matka chciała tylko, bym
poślubiła jakiegoś bogatego czarodzieja, który
zapewni całej
rodzinie życie w luksusach, na jakie nie było nas do tej pory stać.
Nie myślała wcale o mnie, o moich uczuciach. Nie obchodziło jej,
że mnie krzywdzi. Wogóle
nie obchodziło
jej moje szczęście.
Phillip
był moją nadzieją, ostatnim światełkiem w tym ciemnym tunelu.
Jego miłość dodawała mi skrzydeł, pozwalała przeżyć kolejne
dni. Dzięki niemu mogłam znieść wszystko. Spotykaliśmy się
potajemnie, w tajemnicy przed rodzicami gdzie tylko się dało. Źle
znosiłam dni rozłąki, gdy Phill musiał wyjeżdżać i nie mogłam
go teleportować do swojego wymiaru.
Ale
nie tylko ja cierpiałam.
On
miał o wiele gorzej. Był następcą tronu. Gdyby ktoś odkrył nasz
romans, Phill naraziłby całe swoje królestwo.
Rodzina zdrajcy zawsze bowiem podzielała
jego los. Łowcy nie zważali, że byli rodem władców,
zdrajcy nie ratowała
nawet krew.
Phill
musiał chronić swoją rodzinę bardziej niż ja. W szczególności
bał się o swoją młodszą siostrę, Elaine. Miała dopiero
szesnaście lat. Była zbyt delikatna, zbyt dobra by zrozumieć zło,
jakie panowało w ich świecie. A był on bardzo okrutny. Wszystkimi
wymiarami rządzili bezwzględni Wielcy Władcy. Nie akceptowali oni
odmienności od ustalonych zasad. A za łamanie ich można było
zapłacić najwyższą karą - wygnaniem lub śmiercią.
-
Nie martw się, mała Ro. Dopóki
żyję,
będę cie bronić. Twój
ojciec i ja nigdy nie pozwolimy, byś
doświadczyła tego, co my. Obiecuję ci to. Z nami zawsze będziesz
bezpieczna.
Dziewczynka
poruszyła usteczkami, jakby w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się i
przytuliłam ją mocniej.
Phillip
Ocknąłem
się, leżąc na kozetce w swojej komnacie. Nie pamiętałem nic
oprócz
krzyku Amber. Potem upadłem.
I moją głowę zalała ciemność. Ktoś musiał mnie tu przenieść,
żebym ochłonął.
Powoli
wstałem. Nic się nie działo. Podszedłem więc do drzwi i
wyszedłem na korytarz. Skierowałem się do komnaty, w której
była
moja ukochana. Na szczęście moja rodzina zgodziła się użyczyć
nam schronienia.
Gdy
osiem miesięcy temu Amber powiedziała, że jest w ciąży, byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałem zostać ojcem!
Może to nie był najlepszy czas na dziecko, jednak cóż,
stało się. To była niesamowita noc.Dokładnie tego nie
przemyśleliśmy, kierowały nami emocje. Ale niczego nie żałowałem.
Mięliśmy
dokładnie zaplanowaną ucieczkę. Po porodzie zamierzaliśmy udać
się na Ziemię. A do tego czasu Amber dzięki magii miała ukrywać
ciążę.
Ale
wszystko poszło nie tak.
Kilka
dni temu znów
ją
odwiedziłem. Gdy Amber szła w nasze umówione
miejsce, ktoś
ją śledził. Od razu zawiadomił rodzinę i władzę. Łowcy
ruszyli na polowanie. Nie mając wyboru musieliśmy uciekać do
mojego pałacu. Wiedziałem, że narażam całą swoją rodzinę na
wielkie niebezpieczeństwo, ale Amber byłą dla mnie w tej chwili
najważniejsza. Jej rodzina od razu się od nas odwróciła.
Chcieli uniknąć kary.
Nie
mięliśmy innego wyjścia. Uciekliśmy do mnie.
Chwilę
po naszym przybyciu Amber odeszły wody i zaczęła rodzić. Byłem
przerażony. Nie miałem pojęcia, co robić. A potem zemdlałem.
Z
komnaty Amber nie dobiegały żadne głosy. Może zasnęła.
Przecież...nie, na pewno nie umarła.
Uchyliłem
drzwi i zajrzałem do środka. Przy łóżku
stało kilka osób.
Otworzyłem
wiec je szerzej i wszedłem do środka.
Wokół
łóżka
zgromadziła się moja rodzina. Był mój
ojciec, matka, siostra, wuj a także
kuzyn i służące.
Na
łóżku
leżała Amber i tuliła do siebie najpiękniejsze niemowlę, jakie
widziałem. Miało pulchne policzki, malutki nosek i drobne, różowe
usteczka. Rączkę zacisnęła na palcu matki, która
całowała
ją w czoło i szeptała czułe słowa.
Amber
zauważyła, że przyszedłem, spojrzała na mnie i lekko się
uśmiechnęła.
-
Dam jej na imię Roxanne. To imię od dawna nie było używane w
mojej rodzinie. Ostatnia nosiła je moja prapraprababcia. Miała
bardzo szczęśliwe życie, mam nadzieję, że tak będzie i z naszą
córką.
-
Oby przynosiła światło ludziom tak jak ty zawsze przynosisz je mnie
- odpowiedziałem.
Uśmiech
Amber poszerzył się. Zauważyłem też, że w kąciku oka zebrała
się łza.
-
Chciałabym, żebyś wybrał dla niej drugie imię - powiedziała
-
Elisa - odparłem od razu - Chciałbym, aby jej drugie imię brzmiało
Elisa. To bardzo stare elfickie imię, nosiły je królowe.
Ma w sobie wielką
moc.
-
Elisa to piękne imię. Bardzo mi się podoba.
-
A zatem, Phillipie, masz córkę.
Nie wiem, co zamierzasz zrobić dalej, ale Łowcy już zapewne
wiedzą, że tu jesteście - powiedział mój
ojciec - Możecie
zostać tu dopóki
Amber nie odzyska sił.
Postaramy się was obronić. Ale pamiętaj, że masz rodzinę, która
nie jest niczemu winna. Ty podjąłeś
decyzję już dawno temu. Nie każ nam płacić za swoje błędy.
Po
tych słowach wyszedł. Za nim podążyła moja matka, ale zanim
wyszła, przytuliła mnie, i pocałowała Amber w czoło i wzięła
Roxanne na ręce. Przez chwilę szeptała coś do niej. Potem
delikatnie oddała ją mojej ukochanej i wyszła.
Za
nią do drzwi skierowała się Eliane, nie patrząc nawet nawet na
mnie, ani na Amber. Bardzo mnie to zabolało.
Gdy
wszyscy wyszli, służaca ułożyła Roxanne w kołysce, a Amber
zasnęła. Długo siedziałem i na nie patrzyłem. Malutka po chwili
też zasnęła. Co jakiś czas przychodziła służąca, zobaczyć,
czy wszystko dobrze. Raz odwiedził nas ojciec. Przyniósł
Roxanne małą szmacianą laleczkę. Położył ją w kołysce, ale
nic nie powiedział. Gdy na mnie spojrzał, jego spojrzenie
stwardniało. Już nic nie mógł
zrobić. Ale radował mnie fakt, że zaakceptował Roxanne jako moją
córkę,
a swoją wnuczkę. Miałem nadzieję, że reszta rodziny zrobiła to
samo.
Georgia
Zastanawiałam
się, co takiego myślał sobie mój
syn, gdy poszedł
z Amber do łóżka.
Nie dość, że nie myślał o konsekwencjach, to jeszcze sprowadził
na rodzinę wielkie niebezpieczeństwo.
Romans
to jedno, dało się go zatuszować, zapomnieć. Ale dziecko.
Amber
była uroczą dziewczyną, taką młodą i niewinną. Może i Phillip
ją kochał, ale jakie to miało znaczenie. Gdy ich złapią, nie
obroni jej. Ani siebie. Oboje zginą. A Roxanne, niczemu nie winne
dziecko podzieli ich los.
Amber
zregenerowała już siły na tyle, żeby móc
uciekać.
Pozostało tylko przygotować się i zamaskować portal na te kilka
minut.
Szłam
właśnie do komnaty, żeby pomóc
jej zapakować
trochę jedzenia, gdy do pałacu wdarli się Łowcy.
Zaczęłam
biec. Żołnierzy, którzy
stali przy drzwiach wysłałam
do pomocy reszcie.
Amber
też usłyszała krzyki, była już ubrana i gotowa do drogi. Roxanne
leżała jeszcze w kołysce i głośno płakała.
-
Ucisz ją Amber, bo Łowcy znają nas bez trudu. Jedynym waszym
wyjściem jest uciec niepostrzeżenie.
-
Nie chce przestać, wasza wysokość. Nakarmiłam ją niedawno,
pieluszki ma czyste. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić.
Nagle
drzwi gwałtownie się otworzyły. Zamarłam, a Amber zasłoniła
ciałem kołyskę. W drzwiach stał Phillip, a za nim mój
mąż
z mieczem w ręku. Odetchnęłam z ulgą.
-
Łowcy zabili żołnierzy z dolnych części i przy bramie. Próbujemy
ich powstrzymać,
ale nie na długo. Musicie uciekać natychmiast.
Wybiegliśmy
z komnaty w kierunku lewego skrzydła, gdzie było wyjście do
ogrodu. Odgłosy walki były coraz bliżej.
Wreszcie
dotarliśmy na miejsce. Łowcy byli tuż za nami.
-
Idźcie dalej. Zatrzymam ich - powiedział mój
mąż.
-
Proszę, nie rób
tego...
-
Już!!
Pobiegliśmy
dalej. Portal stał w tylnej części ogrodu, za fontanną.
Amber
zaczęła szeptać zaklęcia maskujące. Niestety, trwało to za
długo.
U
wejścia pokazał się jej mąż. Ledwo trzymał się na nogach. Nie
miał miecza, zakrwawioną rękę przyciskał do boku. Nie
powstrzymali się nawet przed zranieniem króla.
Ogarneła
mnie złość.
Zaraz
za moim mężem pojawiły się 4 postacie. Łowcy.
Mięli
na sobie czarne zbroje, z herbem w kształcie skrzydeł. Długie, czarne peleryny z kapturami naciągniętymi
na głowę powiewały lekko na wietrze, a czarne miecze były zakrwawione aż po samą
rękojeść.
-
Gotowe! - krzyknęła Amber - Możemy przejść.
Odwróciłam
się do nich. Trzymała Roxanne na jednym ramieniu, a drugie odrywała
od portalu. Zrobiła krok do przodu, ale nie zdążyła przejść.
Strzała Łowcy przeszyła jej plecy i zatrzymała się w brzuchu.
Amber zdąrzyła tylko wcisnąć mi w ręce płaczącą Roxanne i
upadła na ziemię.
Phillip
z okrzykiem rozpaczy złapał jej głowę w ostatniej chwili. Po jego
policzkach pociekły łzy.
-
Amber...nie. Proszę! Wytrzymaj! Proszę, nie zostawiaj mnie! Amber!!
Chwycił
ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę portalu, gdy strzała
przebiła na wylot jego klatkę piersiową. Złapał ją, jakby
chciał się jej pozbyć. Ale nic to nie dało. Odwrócił
się do mnie.
-
Prosze, nie daj jej zabić. Ukryj ją. Nie daj skrzywdzić Ro...-
urwał i zaczął krztusić się krwią.
Potem
osunął się martwy na ciało Amber.
Nie
miałam nawet czasu pożegnać go, czy płakać. Odwróciłam
głowę. Łowcy ruszyli w moją stronę. Za nimi leżał bez życia
mój
mąż.
Nie
miałam wyboru. Pozostało mi tylko jedno. Obróciłam
się i przyciskając do siebie Roxanne skoczyłam w portal.
----------------------------------