poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Prolog

17 lat wcześniej...

Amber
- Jest cudowna - powiedziała Ira, jedna ze służących - Podobna do ciebie, panienko.
- Tak - potwierdziłam. Mała ściskała mój palec swoimi pulchnymi paluszkami. Dopiero co przestała płakać, miała zaróżowione policzki.
- Może ją wezmę? Poród był długi i męczący, sen dobrze ci zrobi, panienko - powiedziała Dorothea.
-Tak, chętnie bym odpoczęła. Ale nie wiem, czy mamy czas. Gdzie Phillip? Powinniśmy jak najszybciej się ukryć. Zostaw mi małą jeszcze na chwilkę. I możecie odejść. Chcę chwileczkę pobyć z nią sama. Potem przyjdzie król i królowa i Elaine, wszyscy będą chcieli ją zobaczyć. Dziękuję wam za pomoc.
- Do usług, panienko. Teraz ty także jesteś w tej rodzinie.
Służące wyszły. Zostałam sama z moją małą Roxanne. Phillip zemdlał. Też był zmęczony uciekaniem, może przestraszył go mój krzyk. Dorothea i Ira tylko się śmiały. Dorothea była już starszą kobietą, odbierała w tym zamku wiele porodów i widziała wiele mdlejących mężczyzn. Wiedziała dokładnie, co robić.
Mnie nie było do śmiechu. Nie śmiałam się już od długiego czasu. A przynajmniej nie szczerze. Nie miałam powodów, by się uśmiechać. Kłamałam przed najbliższymi, ukrywałam moją miłość do Phila. Gdyby się o nim dowiedzieli, pewnie przypłaciłabym to wygnaniem, albo i śmiercią. Moja matka chciała tylko, bym poślubiła jakiegoś bogatego czarodzieja, który zapewni całej rodzinie życie w luksusach, na jakie nie było nas do tej pory stać. Nie myślała wcale o mnie, o moich uczuciach. Nie obchodziło jej, że mnie krzywdzi. Wogóle nie obchodziło jej moje szczęście.
Phillip był moją nadzieją, ostatnim światełkiem w tym ciemnym tunelu. Jego miłość dodawała mi skrzydeł, pozwalała przeżyć kolejne dni. Dzięki niemu mogłam znieść wszystko. Spotykaliśmy się potajemnie, w tajemnicy przed rodzicami gdzie tylko się dało. Źle znosiłam dni rozłąki, gdy Phill musiał wyjeżdżać i nie mogłam go teleportować do swojego wymiaru.
Ale nie tylko ja cierpiałam.
On miał o wiele gorzej. Był następcą tronu. Gdyby ktoś odkrył nasz romans, Phill naraziłby całe swoje królestwo. Rodzina zdrajcy zawsze bowiem podzielała jego los. Łowcy nie zważali, że byli rodem władców, zdrajcy nie ratowała nawet krew.
Phill musiał chronić swoją rodzinę bardziej niż ja. W szczególności bał się o swoją młodszą siostrę, Elaine. Miała dopiero szesnaście lat. Była zbyt delikatna, zbyt dobra by zrozumieć zło, jakie panowało w ich świecie. A był on bardzo okrutny. Wszystkimi wymiarami rządzili bezwzględni Wielcy Władcy. Nie akceptowali oni odmienności od ustalonych zasad. A za łamanie ich można było zapłacić najwyższą karą - wygnaniem lub śmiercią.
- Nie martw się, mała Ro. Dopóki żyję, będę cie bronić. Twój ojciec i ja nigdy nie pozwolimy, byś doświadczyła tego, co my. Obiecuję ci to. Z nami zawsze będziesz bezpieczna.
Dziewczynka poruszyła usteczkami, jakby w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją mocniej.

Phillip
Ocknąłem się, leżąc na kozetce w swojej komnacie. Nie pamiętałem nic oprócz krzyku Amber. Potem upadłem. I moją głowę zalała ciemność. Ktoś musiał mnie tu przenieść, żebym ochłonął.
Powoli wstałem. Nic się nie działo. Podszedłem więc do drzwi i wyszedłem na korytarz. Skierowałem się do komnaty, w której była moja ukochana. Na szczęście moja rodzina zgodziła się użyczyć nam schronienia.
Gdy osiem miesięcy temu Amber powiedziała, że jest w ciąży, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałem zostać ojcem! Może to nie był najlepszy czas na dziecko, jednak cóż, stało się. To była niesamowita noc.Dokładnie tego nie przemyśleliśmy, kierowały nami emocje. Ale niczego nie żałowałem.
Mięliśmy dokładnie zaplanowaną ucieczkę. Po porodzie zamierzaliśmy udać się na Ziemię. A do tego czasu Amber dzięki magii miała ukrywać ciążę.
Ale wszystko poszło nie tak.
Kilka dni temu znów ją odwiedziłem. Gdy Amber szła w nasze umówione miejsce, ktoś ją śledził. Od razu zawiadomił rodzinę i władzę. Łowcy ruszyli na polowanie. Nie mając wyboru musieliśmy uciekać do mojego pałacu. Wiedziałem, że narażam całą swoją rodzinę na wielkie niebezpieczeństwo, ale Amber byłą dla mnie w tej chwili najważniejsza. Jej rodzina od razu się od nas odwróciła. Chcieli uniknąć kary.
Nie mięliśmy innego wyjścia. Uciekliśmy do mnie.
Chwilę po naszym przybyciu Amber odeszły wody i zaczęła rodzić. Byłem przerażony. Nie miałem pojęcia, co robić. A potem zemdlałem.
Z komnaty Amber nie dobiegały żadne głosy. Może zasnęła. Przecież...nie, na pewno nie umarła.
Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Przy łóżku stało kilka osób. Otworzyłem wiec je szerzej i wszedłem do środka.
Wokół łóżka zgromadziła się moja rodzina. Był mój ojciec, matka, siostra, wuj a także kuzyn i służące.
Na łóżku leżała Amber i tuliła do siebie najpiękniejsze niemowlę, jakie widziałem. Miało pulchne policzki, malutki nosek i drobne, różowe usteczka. Rączkę zacisnęła na palcu matki, która całowała ją w czoło i szeptała czułe słowa.
Amber zauważyła, że przyszedłem, spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
- Dam jej na imię Roxanne. To imię od dawna nie było używane w mojej rodzinie. Ostatnia nosiła je moja prapraprababcia. Miała bardzo szczęśliwe życie, mam nadzieję, że tak będzie i z naszą córką.
- Oby przynosiła światło ludziom tak jak ty zawsze przynosisz je mnie - odpowiedziałem.
Uśmiech Amber poszerzył się. Zauważyłem też, że w kąciku oka zebrała się łza.
- Chciałabym, żebyś wybrał dla niej drugie imię - powiedziała
- Elisa - odparłem od razu - Chciałbym, aby jej drugie imię brzmiało Elisa. To bardzo stare elfickie imię, nosiły je królowe. Ma w sobie wielką moc.
- Elisa to piękne imię. Bardzo mi się podoba.
- A zatem, Phillipie, masz córkę. Nie wiem, co zamierzasz zrobić dalej, ale Łowcy już zapewne wiedzą, że tu jesteście - powiedział mój ojciec - Możecie zostać tu dopóki Amber nie odzyska sił. Postaramy się was obronić. Ale pamiętaj, że masz rodzinę, która nie jest niczemu winna. Ty podjąłeś decyzję już dawno temu. Nie każ nam płacić za swoje błędy.
Po tych słowach wyszedł. Za nim podążyła moja matka, ale zanim wyszła, przytuliła mnie, i pocałowała Amber w czoło i wzięła Roxanne na ręce. Przez chwilę szeptała coś do niej. Potem delikatnie oddała ją mojej ukochanej i wyszła.
Za nią do drzwi skierowała się Eliane, nie patrząc nawet nawet na mnie, ani na Amber. Bardzo mnie to zabolało.
Gdy wszyscy wyszli, służaca ułożyła Roxanne w kołysce, a Amber zasnęła. Długo siedziałem i na nie patrzyłem. Malutka po chwili też zasnęła. Co jakiś czas przychodziła służąca, zobaczyć, czy wszystko dobrze. Raz odwiedził nas ojciec. Przyniósł Roxanne małą szmacianą laleczkę. Położył ją w kołysce, ale nic nie powiedział. Gdy na mnie spojrzał, jego spojrzenie stwardniało. Już nic nie mógł zrobić. Ale radował mnie fakt, że zaakceptował Roxanne jako moją córkę, a swoją wnuczkę. Miałem nadzieję, że reszta rodziny zrobiła to samo.

Georgia
Zastanawiałam się, co takiego myślał sobie mój syn, gdy poszedł z Amber do łóżka. Nie dość, że nie myślał o konsekwencjach, to jeszcze sprowadził na rodzinę wielkie niebezpieczeństwo.
Romans to jedno, dało się go zatuszować, zapomnieć. Ale dziecko.
Amber była uroczą dziewczyną, taką młodą i niewinną. Może i Phillip ją kochał, ale jakie to miało znaczenie. Gdy ich złapią, nie obroni jej. Ani siebie. Oboje zginą. A Roxanne, niczemu nie winne dziecko podzieli ich los.
Amber zregenerowała już siły na tyle, żeby móc uciekać. Pozostało tylko przygotować się i zamaskować portal na te kilka minut.
Szłam właśnie do komnaty, żeby pomóc jej zapakować trochę jedzenia, gdy do pałacu wdarli się Łowcy.
Zaczęłam biec. Żołnierzy, którzy stali przy drzwiach wysłałam do pomocy reszcie.
Amber też usłyszała krzyki, była już ubrana i gotowa do drogi. Roxanne leżała jeszcze w kołysce i głośno płakała.
- Ucisz ją Amber, bo Łowcy znają nas bez trudu. Jedynym waszym wyjściem jest uciec niepostrzeżenie.
- Nie chce przestać, wasza wysokość. Nakarmiłam ją niedawno, pieluszki ma czyste. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły. Zamarłam, a Amber zasłoniła ciałem kołyskę. W drzwiach stał Phillip, a za nim mój mąż z mieczem w ręku. Odetchnęłam z ulgą.
- Łowcy zabili żołnierzy z dolnych części i przy bramie. Próbujemy ich powstrzymać, ale nie na długo. Musicie uciekać natychmiast.
Wybiegliśmy z komnaty w kierunku lewego skrzydła, gdzie było wyjście do ogrodu. Odgłosy walki były coraz bliżej.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Łowcy byli tuż za nami.
- Idźcie dalej. Zatrzymam ich - powiedział mój mąż.
- Proszę, nie rób tego...
- Już!!
Pobiegliśmy dalej. Portal stał w tylnej części ogrodu, za fontanną.
Amber zaczęła szeptać zaklęcia maskujące. Niestety, trwało to za długo.
U wejścia pokazał się jej mąż. Ledwo trzymał się na nogach. Nie miał miecza, zakrwawioną rękę przyciskał do boku. Nie powstrzymali się nawet przed zranieniem króla. Ogarneła mnie złość.
Zaraz za moim mężem pojawiły się 4 postacie. Łowcy.
Mięli na sobie czarne zbroje, z herbem w kształcie skrzydeł. Długie, czarne peleryny z kapturami naciągniętymi na głowę powiewały lekko na wietrze, a czarne miecze były zakrwawione aż po samą rękojeść.
- Gotowe! - krzyknęła Amber - Możemy przejść.
Odwróciłam się do nich. Trzymała Roxanne na jednym ramieniu, a drugie odrywała od portalu. Zrobiła krok do przodu, ale nie zdążyła przejść. Strzała Łowcy przeszyła jej plecy i zatrzymała się w brzuchu. Amber zdąrzyła tylko wcisnąć mi w ręce płaczącą Roxanne i upadła na ziemię.
Phillip z okrzykiem rozpaczy złapał jej głowę w ostatniej chwili. Po jego policzkach pociekły łzy.
- Amber...nie. Proszę! Wytrzymaj! Proszę, nie zostawiaj mnie! Amber!!
Chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę portalu, gdy strzała przebiła na wylot jego klatkę piersiową. Złapał ją, jakby chciał się jej pozbyć. Ale nic to nie dało. Odwrócił się do mnie.
- Prosze, nie daj jej zabić. Ukryj ją. Nie daj skrzywdzić Ro...- urwał i zaczął krztusić się krwią.
Potem osunął się martwy na ciało Amber.
Nie miałam nawet czasu pożegnać go, czy płakać. Odwróciłam głowę. Łowcy ruszyli w moją stronę. Za nimi leżał bez życia mój mąż.
Nie miałam wyboru. Pozostało mi tylko jedno. Obróciłam się i przyciskając do siebie Roxanne skoczyłam w portal.

----------------------------------