Bohaterowie

Cześć :)
Tutaj znajdziecie informacje o głównych bohaterach, nowi będą się pojawiali równo z rozdziałami, żeby uniknąć spoilerów ;P


Ro


Nazywam się Roxanne Elisa Deveraux. Lubię, gdy mówi się na mnie Ro i jestem siedemnastoletnim dziwadłem. Zawsze uważałam, że odstaję od reszty nastolatków. Wyglądem niewiele różnię się od reszty, mam niebieskie oczy i brązowe włosy, jestem wysoka i szczupła. Ale za to mam inny charakter. Nie lubię tego co wszyscy, nie słucham modnej muzyki, nie spędzam całych dni na zakupach. Nie jestem bogata, nie mieszkam we wspaniałej willi z basenem, jakie są prawie w całej okolicy. Mój dom jest stary, skromny i  nawet duży. Moim całym światem są książki: fantastyka, romanse i horrory, które czytam w każdej wolnej chwili. Muzyką, która nieustannie leci w moich słuchawkach jest rock, a nie modny pop czy disco. Zamiast na imprezy, chodzę do biblioteki. Zamiast włóczyć się nocami po mieście, rysuję. Moim ulubionym kolorem jest czarny, lubię nosić czarne ubrania, lubię czarny humor...czyli...jestem dziwna.
Ale... w pełni akceptuje swoją odmienność, nie staram się zmieniać, żeby znaleźć przyjaciół, wręcz przeciwnie, odpycham od siebie każdego, kto spróbuje przedrzeć się przez mur, jaki przez lata wokół siebie zbudowałam. Nie lubię ludzi za ich powierzchowność, dwulicowość, egoizm i fałszywość.
Mieszkam tylko z babcią na obrzeżach Nowego Jorku, mama i tata zginęli w wypadku, zaraz po moich narodzinach więc...nawet ich nie pamiętam. Nie mam zdjęć, przeprowadziłam się tu już bez nich, nie zostawili mi nic po sobie. Utrzymujemy się z renty babci i mojej małej pracy...w weekendy i czasem po szkole pracuję w sklepie muzycznym, układam winyle. Pan Anders, stary właściciel bardzo mnie lubi, więc czasem daje mi więcej pieniędzy, niż na to zasługuję.
Jedyną moją przyjaciółką jest Ellie, która mimo wszystko wzięła młotek i rozbiła trochę mojego muru, wdarła się przez niego i już została. A czasem nawet udaje jej się wyciągnąć mnie zza niego, chociaż na chwilę. Moim największym marzeniem jest wyrwać się z Nowego Jorku i podróżować dopóki nie zobaczę wszystkiego, co oferuje mi świat.


Ellie

Elizabeth Lily Campbell jest optymistką. To od razu widać. Cały czas się śmieje. Oczywiście potrafi zachować powagę, gdy sytuacja tego wymaga, ale poza tym...optymistka. Przyciąga ludzi jak magnes.
No i oczywiście, najważniejsze, jest moją przyjacółką. To ona, słynna na cały świat rozwaliła mój mur, co wydawało się niemożliwe. Ale ona tego dokonała.
Ma niebieskie włosy, nie wiem dlaczego ten kolor, bardziej efektywny byłby różowy i brązowe oczy. Jest ode mnie mniejsza i ma, nie będę tego ukrywać większe cycki.
Ellie lubi prawie to samo co ja, tyle że...trochę się różnimy...ale tylko troszkę. Słuchamy takiej samej muzyki, czytamy praktycznie te same książki. O gustach co do ubrań nie będę mówić.
Ale...poza tym lubię ją, serio. Jeszcze nie zapłaciła mi odszkodowania za mur, ale i tak ją lubię.
Poza tym mieszkamy niedaleko siebie, jej dom też nie należy do tych bogatych, jest nawet w pewnym sensie podobny do mojego.
Jedną ważną rzeczą się różnimy, Ellie ma rodziców, jej ojciec jest agentem nieruchomości, matka fryzjerką...a ja mam tylko babcię.
Ellie chodzi razem ze mną do jednej klasy, ale jest bardziej aktywna w szkole, ja jestem szarą myszką, ona wielką szychą. Ale i tak się przyjaźnimy, przeciwieństwa się przyciągają.



Georgia


Georgia Grace Deveraux to moja babcia, od strony ojca, moja jedyna rodzina. Ma siedemdziesiąt lat, i nadal dobrze się trzyma. Jest lekko przygarbiona a jej włosy prawie całkowicie pokryły się siwizną. I ma cudowne oczy, zielone, wokół źrenicy jasne i dalej coraz ciemniejsze. Mimo upływu czasu nie straciły intensywności.
Babcia jest bardzo pogodna, często się uśmiecha. To ona zachęciła mnie do czytania książek, może nie fantastyki, ale ogólnie do czytania. W młodości ona też dużo czytała.
Jej ulubionym zajęciem jest zajmowanie się małym ogródkiem z tyłu domu, a w szczególności drzewkiem, które tam rośnie. Gdy byłam mniejsza, babcia opowiedziała mi tą historię. Rodzice dostali to drzewko w dzień moich urodzin. Nie wiadomo od kogo, po prostu stało zapakowane przed drzwiami domu. Mieszkali wtedy w małej miejscowości na drugim końcu Ameryki Północnej. Zapomniałam jak się nazywała. Od tego czasu drzewko sporo urosło, ale nadal nie ma więcej niż dwa metry. Ostatnio zaczęło nawet chorować, babcia nie wie, jak mu pomóc.
Ale...żyjemy sobie tam spokojnie, gdyby nie babcia, trafiłabym pewnie do domu dziecka. Zawdzięczam jej wszystko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz